sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 4

-Gotowa?- spytałam, opuszczając strzemiona przy siodle Kamira.
-A co, jeśli poniesie?- spytała Gabi, zapinając pod brodą kask, który pożyczyłam jej z siodlarni.- Albo jak się okaże, że nie da mi się dosiąść? A jeśli...?
-Gabi! Proszę cię. Ja tu jestem, jeśli zacznie szaleć, zaraz go uspokoję.- Stanęłam przy łopatce Kamira wystawiając rękę w bok, pozwalając mu wtulić w nią jego jedwabiste chrapy.- No i nie zgrywaj takiego niewiniątka. Ile ty już jeździsz? Cztery lata? Na koń i wio do przodu.- Starałam się ukryć śmiech.
Moja przyjaciółka zgrabnie dosiadła wałacha. Widać było, że robiła to już setki razy. Przytrzymywałam go za wodze, ale to było zbędne, koń nawet nie drgnął. Zadowolona poklepałam go po szyi i wyszłam z ujeżdżalni.
-Magda...- usłyszałam za plecami słaby, niedowierzający głos.- Ta dziewczyna siedzi na... Kamirze?
Odwróciłam się i zobaczyłam Anetę. Powitałam ją skinieniem głowy, bez cienia uśmiechu. Ostatnio razem z Iloną strasznie się z zżyły, a ja czułam się wykluczona. Miałam też wrażenie, że mi zazdroszczą. Ale nie wiem czego. Może Kamira... Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale ze stajni wyszła Ilona, prowadząc za rękę Dominikę. Ilona wskazała Kamira z Gabi na grzbiecie, a potem wszystkie trzy spojrzały na mnie.
-Obawiam się, Domi- oczy rozbłysły mi radośnie na widok konia współpracującego z moją przyjaciółką- że chyba jednak będziecie mi musiały pomóc z tymi boksami.- Nie zrozumiała o co mi chodzi, więc zniżyłam się do wyjaśnień.- Obiecałam posprzątać wszystkie boksy w zamian za pożyczenie jednego z koni dla Gabi. Siedzi na moim koniu, więc...- zrobiłam znaczącą pauzę.
-Sposób, w który wykręcasz się od roboty jest zachwycający- stwierdziła Domi.- Musiałaś aż przekonać Kamira, by pozwolił się dosiąść twojej przyjaciółce, a wszystko po to, żeby uniknąć sprzątania.
-Ja? To Kamir. Nawet ze mną tego nie uzgadniał.
-To my może pójdziemy posprzątać stajnię- powiedziała Aneta, a pod nosem dodała:- Ktoś musi...-  Potem zwróciła się do mnie:- Zawołaj nas, jak zacznie się coś dziać. Powiedzmy... jak Rhabbi stanie dęba.
Odwróciła się i odeszła, a za nią poszła Ilona.
Wymieniłyśmy spojrzenia z Domi.
-A te co ugryzło?- spytała.
Wzruszyłam ramionami, odwróciłam głowę i zamrugałam szybko, przeganiając łzy. Potem zawołałam do przyjaciółki:
-Możesz zakłusować!
Gabi dała mocną łydkę, a Kamir wystrzelił do przodu galopem.
-Eeej...- szepnęła do niego, ściągając wodze.- Spokooojnie...
Koń przeszedł do energicznego kłusa.
-Uważaj na niego- poleciłam.- Jeżdżę na nim tylko ja, często bez niczego, a w lato nawet w krótkich spodenkach i bez butów. Jest strasznie wrażliwy na łydkę.
-Zauważyłam- rzuciła, przejeżdżając obok nas.- Powiedz, kiedy będę mogła zagalopować.
Chciałam zauważyć, że po 4 latach nauki powinna wiedzieć, kiedy można przechodzić do wyższych chodów. Ale przygryzłam wargę i czekałam aż będę mogła kazać jej zagalopować. Po kilku okrążeniach, dwóch zmianach kierunku i woltach w każdym narożniku, wydałam polecenie. Kamir ochoczo skoczył na przód. Gabi trzymała się w siodle naprawdę dobrze. Widziałam jak jeździ kilka razy. Zawsze razem jeździłyśmy na obozy. Ale tamte konie trzeba było usilnie pchać do przodu, wymagały wielkiego wysiłku, by w ogóle zakłusować. A jak już biegły, były strasznie spięte i sztywne.
    Ta para wyglądała nieziemsko. Gabi wyprostowana, zapatrzona w dal; jej biodra i ramiona poruszały się w rytm trzytaktowego chodu. A Kamir... Biegł rozluźniony, w rytmie, lekko zebrał chód, machał ogonem delikatnie na boki.
-Odpocznijcie trochę, a ja wam coś ustawię- oznajmiłam.
Kamir od razu przeszedł do stępa. Przeszłam zwinnie nad ogrodzeniem. Poszłam w stronę kilku stojaków i drągów ustawionych na środku ujeżdżalni. Wałach postawił uszy w moim kierunku, rżąc nawołująco. Uśmiechnęłam się do niego, ale poszłam dalej na środek ujeżdżalni. Kiedy koń zorientował się, że nie idę w jego kierunku puścił się do mnie kłusem, a potem lekkim galopem. Gabi mocno "zaciągnęła ręczny" przytrzymując wodze. Kamir zarzucił łbem, a kiedy nie udało mu się uwolnić spod wędzidła, zaczął unosić przednie kopyta. Gabi z gracją osoby, której koń już nieraz stanął dęba, przeniosła ciężar ciała do przodu, ale on gdy tylko wylądował, zaczął wierzgać.
-Pozwól mu!- krzyknęłam, bez cienia paniki. Wiedziałam, o co Kamirowi chodzi.- Poluzuj wodze!
Wypuściła je całkowicie z rąk, a koń skoczył do przodu i zaraz znalazł się przy mnie. Położył mi łeb na ramieniu, a jego ciepły oddech pieścił mi twarz. Pogładziłam jego jedwabiste, różowawe chrapki. Patrząc w te pełne miłości oczy zazdrość, którą odczuwałam widząc jak Kamir współpracuje z Gabi, zupełnie zniknęła. Po prostu nie byłam przygotowana do tego, że mój koń pozwala jeździć na sobie komuś, kto nie jest mną. Ale on udowodnił mi, że nie mam powodu do zazdrości. Kiedy tylko pojawiłam się w zasięgu jego wzroku, musiał się przywitać.
-Idź, kochany mój, ja tu jestem- powiedziałam.- Pospaceruj sobie.
Ale on miał gdzieś moją prośbę. Chodził za mną jak mój cień, non stop trącając mnie w ramię.
-Chyba musisz poczekać.- Uśmiechnęłam się bezradnie.
-W porządku.- Gabi poklepała Kamisia.- W końcu ty też się przemieszczasz.
     Nie pytałam jej, ile skacze. Na razie to nie było istotne. Jej konkurencją jest cross, czasem jeździ nawet na zawody, chociaż wtedy wypożycza konie z klubu jeździeckiego, do którego należy, bo nie ma swojego rumaka. Więc pewnie jej przeszkody nie są małe, ale na rozgrzewkę ustawię coś niskiego. Postawiłam dwie stacjonaty 50 centymetrów w odległości 4 foule od siebie i kawałek dalej okser 50 na 50 centymetrów. Poklepałam Kamira po szyi i dołączyłam do Domi. Kamir odprowadził mnie do ogrodzenia i patrzył na mnie zawiedzionym wzrokiem.
-On się nie ruszy?- spytała Gabi?- Mogłam sobie darować te przeszkody...
-Ruszy się, poczekaj chwilę. Chciałam tylko ci powiedzieć, żebyś nigdy więcej nie szarpała za wodze. Zrobisz krzywdę i jemu i sobie. Poluzuj je po prostu i czekaj, aż się uspokoi. Czaisz?- Uniosłam brew.
-Taak... Ale czy Kamir...
Nie czekając na jej zażalenie złapałam za lewą wodzę, odwróciłam łeb Kamira w tamtym kierunku i cmoknęłam, a gdy postąpił parę niepewnych kroków w stępie, lekko klepnęłam go w zad na zachętę. Pokłusował ochoczo do przodu, całkiem zapominając, że nie chciał mnie opuszczać.
-Pewnie się powtarzam, ale łączy was wielka więź- usłyszałam głos z boku i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z obecności Dominiki.
Rzuciłam jej przyjazne spojrzenie, a potem skupiłam się na jeździe przyjaciół. Bez najmniejszych problemów przeskoczyli ustawione przeszkody, a potem pojechali jeszcze raz. Wtedy Domi podwyższyła im poprzeczki o 10 centymetrów. I znów dwa przejazdy. Robiliśmy tak, dopóki nie doszli do 90-ciu centymetrów. To przeskoczyli raz, kiedy chciałam prosić Dominikę, żeby podwyższała przeszkody, kiedy usłyszałam śmiechy w holu stajni. Zobaczyłam jak Beata czyściła na uwiązie, a obok niej stały moje przyjaciółki.
-Domi, pozwól tu na chwilę!- zawołała Ilona.
-Już idę!- odkrzyknęła, a do mnie powiedziała:- Miłej zabawy, ale ja już nie wrócę, bo zaraz mam umówioną jazdę na lonży. A trzeba jeszcze Lilkę wyczyścić.
Skinęłam głową. Kazałam Gabi skoczyć ostatni raz podczas tego treningu, kiedy nagle zobaczyłam, jak Beata wyprowadza Pikadora ze stajni.
-Gabi, zsiadaj!- krzyknęłam. Wyskoczyłam na ujeżdżalnię, łapiąc Kamira za wodze.
-Dobrze się, czujesz?- spytała ostrożnie.- Bitą godzinę skakałam. Przecież jak teraz go zostawimy w bezruchu w stajni to się poważnie rozchoruje.
-Rzucę go na karuzelę- odparłam pośpiesznie.- Złaź wreszcie!
Zsunęła się po jego boku dopytując się, o co chodzi.
-Muszę ci coś pokazać. Tylko szybko, bo potem już tego nie będzie.- Wymusiłam uśmiech i udawałam podnieconą, bo Beata już mocowała się z bramką od ujeżdżalni.
Nie chciałam pokazać, że się jej boję, chociaż tak było. Gabi może dobrze jeździ, ale nie jest przyzwyczajona do tego, co mi zafundował Kamir, kiedy Beata walnęła go batem. Właśnie muszę wreszcie powiedzieć o tym Dominice. Ale to potem. Teraz powinnam zabrać stąd konia i przyjaciółkę. Właścicielka Pikadora na pewno nie zawahałaby się powtórzyć tego, co zrobiła, kiedy ja siedziałam na Kamirze. W końcu co by ją powstrzymało? Gabriela nawet nie zorientowałaby się, co się stało, a ja jestem jedynym obserwatorem. Mnie się nie boi. Gabi by spadła, Kamir popędziłby przed siebie. Nic nie mogłabym zrobić.
-Idź przy jego zadzie- poleciłam. Musiałam mieć pewność, że Beata czegoś nie wykombinuje.- Żebyśmy się zmieściły w przejściu.
    Wyminęłyśmy Beatę, na której twarzy malował się wściekły grymas. Dominika już czyściła w stajni Lilę. Przez chwilę nawet się zastanawiałam, czy moje "przyjaciółki" specjalnie jej nie zawołały. Może ich koleżanka ze starej stajni znów coś wymyśliła, ale nie mogła mieć wolnego obserwatora.
    Tak jak powiedziałam umieściłam Kamira na karuzeli. Tylko go rozsiodłałam, podając siodło Gabi, a ogłowie zamieniłam na jeden z kantarów dopiętych do uwiązów przy karuzeli, bo nie chciało mi się iść do stajni. Na koniec ustawiłam tryb urządzenia na stęp.
-Dobra, to co chcesz mi pokazać?- Gabi nie kryła entuzjazmu.
-Że życie jest piękne- mruknęłam. Kucnęłam opierając łokcie na kolanach, a głowę na złożonych w pięści dłoniach.
-Hę?- nie zrozumiała.
-Beata jest nieobliczalna. Dzisiaj kiedy jeździłam na Kamirze. Chwilę przed tym jak zadzwoniłaś... Nie wiedziała jak mnie upokorzyć i uderzyła go batem w zad. Och, Gabi, on się tego tak panicznie boi!- Wybuchłam płaczem. Łzy ciekły mi po policzkach, ale musiałam skończyć opowieść. Stanął dęba, zaczął wierzgać... Jak go wreszcie postawiłam na czterech nogach, poniósł. Ja... ja... -łkałam - pierwszy raz w życiu się tak bałam...
-Mag, spokojnie- Gabi odłożyła przytrzymywane siodło i ogłowie na płot ogradzający karuzelę i objęła mnie ramieniem.- Już dobrze.
-Gdyby nie Dominika...- przed oczami stanął mi obraz wyjścia, w stronę którego biegł Kamir i ruchliwej ulicy znajdującej się zaraz za bramą.- Nie wiem, czy on by się zatrzymał. Dominika złapała go za wodze. Nie pozwoliła mu stanąć dęba. Dopuściła tylko, żeby się cofnął, bo cofanie, jak pewnie wiesz, to znak poniżenia się konia. Dając mu iść do tyłu pokazała, że to ona jest górą. No i nie wpadł w panikę pozbawiony drogi ucieczki.
-Rozumiem- szepnęła ostrożnie.- A dlaczego Beata to zrobiła.
Opowiedziałam o jej ofercie "nie do odrzucenia".
-Kamir jest mój, nie oddam go! Za żadne skarby świata- zakończyłam.
-Nie dziwię ci się. Widzisz, ja...- zadzwonił telefon Gabi i odebrała.- Tak. Już? Mamo, proszę... Tak, wiem. Będziecie za 10 minut? Minutę?! Mamo, nie mogę... No dobra! Jestem gotowa. Więc czekam. Pa!- Rozłączyła się i zwróciła się do mnie:- Zaraz moi rodzice po mnie przyjadą. Zabierzesz się z nami?
- Nie zostawię roweru- wytarłam oczy wierzchem dłoni- a poza tym mam tu jeszcze robotę.
 Zostanę jeszcze z godzinkę czy dwie, a potem jadę.
-Jakbyś chciała pogadać- rzuciła na odchodne, bo właśnie pod stajnię podjechał jej samochód- to przyjdź do mnie po powrocie.
Westchnęłam głośno i wyłączyłam karuzelę. Kamir już ochłonął po treningu. Zostawiłam mu kantar. Prowadząc go za niego jedną ręką, na ramieniu drugiej powiesiłam ogłowie, a na jej przedramię wzięłam siodło. Wzięłam głęboki oddech. Odprowadzę Kamira, powieszę sprzęt, a następnie czas pogadać z Dominiką.
 -=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-
Woohuu! Jak ja Was kocham, mordy moje! :* Dzięki za wszystkie komentarze, a ja dziś mam świetny humor :D Zaczęłam dzień od jazdy o 10.00 i jestem wniebowzięta :D Klara chodziła jak marzenie, skakałyśmy bezbłędnie. Jest [udana] jazda, jest i wena. Jest wena, są i notki. Starałam się dziś skończyć gdyż ponieważ komuś to obiecałam. Tak, Soph. Wiem, że chciałaś się dowiedzieć, jak pójdzie "Ci" jazda na Kamirze xD W sumie nie mam co dalej do Was pisać, ale kochana Nikki ku mojemu zadowoleniu zauważyła, że pod ostatnią notką nie było dopisku ;) Więc mam tyle do powiedzenia. Dziękuję wszystkim za czytanie tego, komentarze i w ogóle. Niektórzy twierdzą, że CR jest lepszy niż KSK. Nie mogę się z tym zgodzić, chociaż nie wiem czemu. Może dlatego, że Karus ma dla mnie wartość sentymentalną. Zaczęłam go pisać w pierwsze tygodnie po tym, jak zaczęłam jeździć konno, jeszcze w starej stajni. Chociaż kocham moją obecną <3 Rumak jeszcze nie ma dla mnie takiej wartości, ale mam nadzieję, że ją zdobędzie.
Heh, dzisiaj w rozmowie z Nikki doszłam do wniosku, że wena to taka wredna żmija, która tylko chce robić na złość. Chciałam pisać, wena miała mnie gdzieś. Poszła na wakacje i radź se sama. Więc postanowiłam zawiesić wszystkie blogi. Tak, planowałam to już przed Świętami. I co? Jak widać wena się mnie uczepiła, non stop łapię się na tym, że w głowie obmyślam nowe rozdziały i efekty widać na blogach. Praktycznie co tydzień pojawiają się nowe rozdziały na KSK lub CR. :)