sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 3

Rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce i świetnej pisarce/malarce Gabi "Sophie.N" <3
-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-
   Stałam w boksie Kamira i szczotkowałam go przed jazdą. Szlag mnie trafiał, kiedy wiedziałam, że naprzeciwko, tam, gdzie jeszcze niedawno był Rubin, Beata czyściła swojego Pikadora. Za nic w świecie nie miałam ochoty jeździć w tym samym czasie co ona, ale nie zamierzałam ustąpić. Kątem oka dostrzegłam, że Beata raz na jakiś czas zerka w naszą stronę i przygląda się mojemu konikowi, jednak ja to ignorowałam. Skupiłam się na Kamirze, nic więcej dla mnie nie istniało.
   Stępowałyśmy po tej samej ujeżdżalni, w różnych kierunkach. Denerwował mnie mijający nas co chwilę Pikador. Nie, uświadomiłam sobie, to nie Pikador mnie wkurza, lecz jego właścicielka. Za każdym razem jej twarz zdradzała wściekły grymas. Żałowałam, że w pobliżu nie ma nikogo. Dziewczyny były w stajni, a Dominika z Hubertem w domu. Gdyby ktoś patrzył na nas, czułabym się bezpieczniej.  Wiedziałam, że w końcu znajdzie sposób, by nas upokorzyć. Gdy próbowała zakłusować, nawet nie użyła łydek. Od razu uderzyła Pikadora palcatem skokowym w zad. A że zbliżali się do nas, świst bata wystraszył mojego konia. Kami uskoczył w bok i przegalopował kilka kroków. Bardzo szybko udało mi się go uspokoić. A na ustach Beaty zalśnił tryumfalny uśmiech. Ja też się uśmiechnęłam. Kamir był bardzo płochliwym koniem. Ufał mi bezgranicznie, ale nieraz zdarzało mu się ponieść lub uskoczyć w bok. Dla mnie to było nic. Dalej stępowaliśmy. Moim zdaniem Beata za szybko przeszła do szybszego chodu. Zmieniliśmy kierunek, a ona zrobiła to samo. Węszyłam podstęp, ale nie mogłam nic zrobić. Kiedy nas minęła wydawało mi się, że widziałam kątem oka jak unosi palcat. Wydawało mi się? Chwilę potem już nie miałam wątpliwości. Usłyszałam świst, potem uderzenie w zad konia. Mojego konia. Następne co pamiętałam to reakcja Kamira. Stanął dęba tak wysoko, że prawie polecieliśmy do tyłu. Błyskawicznie położyłam mu się na szyi, kopiąc go bezlitośnie w boki, żeby tylko nie miał okazji znów się unieść. Udało się, ale nie tak, jak miałam nadzieję. Wałach strzelił naprzód dzikim galopem, strzelając barana co jedno foule. Z ust wyrwał mi się cichy jęk, chociaż miałam ochotę krzyczeć. Wypuściłam wodze a złapałam za przedni łęk siodła. Szarpanie go i tak nic by nie dało. Wpadłby w jeszcze większą panikę i prędzej poraniłabym go wędzidłem, niż go uspokoiła. A czułam, że nie mogę spaść. Beze mnie na grzbiecie jeszcze trudniej byłoby mu się opanować.
-Prrr!- zawołałam.- Spokojnie, ciii...
Koń przestał wierzgać, ale dalej biegł przed siebie na oślep, rżąc przeraźliwie. Niebezpiecznie zbliżyliśmy się do ogrodzenia ujeżdżalni. Metrowy płot nie był dla Kamira żadną przeszkodą. Koń skakał wiele wyżej, nasz rekord to półtora metra. Wiedziałam, że bez problemu przeskoczy, chociaż nie chciałam tego. Nie wiedziałam, gdzie koń się zatrzyma. Na wolności mógł daleko ponieść. Pierwszy raz w życiu bałam się Kamira. Wałach skoczył. Jedyne, co mi zostało to zrobić półsiad i dać się ponieść. Dobiegł do ogrodzenia stadniny. Tamto miało ze dwa i pół metra więcej. Jedyną możliwością ucieczki stąd było wyjście przez prawie zawsze otwartą bramę. Koń wbił kopyta w ziemię, zawrócił na zadzie i puścił się galopem w drugą stronę.
-Ho!- usłyszałam krzyk i zorientowałam się, że przy Kamirze stoi Dominika, ściskając mocno za wodze.- Spokooojnie.
Kamir spróbował stanąć dęba, ale Domi trzymała go z całej siły. Gdy chciał się cofnąć, ona trochę ustąpiła, pozwoliła mu zrobić trzy kroki do tyłu, ale nie wypuściła wodzy.
-Zsiadaj- syknęła Domi.- Na co czekasz?!
Błyskawicznie przerzuciłam prawą nogę nad zadem konia i zsunęłam się po jego boku. Wzięłam w rękę wodze, a Dominika odsunęła się od Kamira. Dopiero wtedy zobaczyłam, że zaczął się rozluźniać, uspokajać.
-Przepraszam- Dominika pochyliła się, oparła dłonie na kolanach i oddychała ciężko, patrząc w ziemię.- Nie chciałam nakrzyczeć, ale mnie wystraszyliście. Właśnie wychodziłam z domu, kiedy zobaczyłam jak Kamir zwariował. A najgorsze jest to, że... nic nie mogłam zrobić. On pędził tak szybko.... Mi zostało tylko odprowadzić was wzrokiem...- rozpłakała się.
-Domi...- szepnęłam kojąco. Spojrzałam jak się ma Kamir, ale ten był już całkiem spokojny. Wiedząc, że nie odejdzie, puściłam wodze i objęłam przyjaciółkę. Wszystko dobrze, Domi. Kamir by mnie nie skrzywdził, nawet w takim stanie- sama nie wierzyłam w swoje słowa.
-A co się stało?- Dominika się wyprostowała.
-Och, Magdaleno, jesteś cała?- Beata podbiegła do mnie. Widziałam, że Pikadora uwiązała za wodze na ujeżdżalni. Chciało mi się śmiać. Dziewczyna nawet nie kryła zadowolenia lśniącego jej w oczach. O to jej chodziło. Ja o tym wiedziałam, ona tym bardziej. Chodziło jej, żeby Dominika się nie dowiedziała.
-Nic mi nie jest?- rzuciłam wymuszony uśmiech Beacie.- W sumie to nie wiem, czego się wystraszył. Może bata- zobaczyłam napięcie na twarzy dziewczyny. Niedoczekanie. Jeśli powiem Domi prawdę, a zrobię to na pewno, to w cztery oczy, a nie przy tej bogatej laluni, która wszystko zgodni na zbieg okoliczności albo nieszczęśliwy wypadek. Postanowiłam na tą chwilę zrobić to za nią.- Pikador nie chciał zakłusować i Beata klepnęła go palcatem w łopatkę. Kamir tak się go boi, że nawet coś takiego mogło go przerazić.
Warto było skłamać, żeby zobaczyć minę Beaty, która mówiła: ,,Yyy... Co ona knuje? Będzie mnie kryła po tym, co zrobiłam? A może sama tak myśli?". W rzeczywistości nie skłamałam. Nie do końca... W końcu po tym zdarzeniu, które przedstawiłam Kamir uskoczył w bok i poniósł, ale przez chwilę...
 
 -Udało ci się- mruknęła Beata. Rozsiodłałam Kamira, a teraz rozczyszczałam go w jego boksie po jeździe, gdy tamta oparła się o bramkę i nie spuszczała z nas wzroku. Miałam ochotę krzyczeć, ale żal mi było konie straszyć.- To może był pierwszy raz, ale nie ostatni, gdy postanowiłam UMILIĆ wam życie. Będą też inne. Chyba, że zgodzisz mi się go oddać. Cały czas oferta z Pikadorem jest aktualna. Powiedz tylko słowo, a dostaniesz Wspaniałego konia sportowego za to łaciate bydlątko.
Wypuściłam czyszczone właśnie przednie kopyto (stałam tyłem do Beaty), odwróciłam się gwałtownie i podeszłam do dziewczyny, zaciskając palce na kopystce.
-A więc po co ci ,,to bydlątko"? Tak na serio, po co ci koń, do którego nie możesz się zbliżyć?
-To tylko kwestia czasu. Jego da się wytrenować, znam sposoby.
-Ach tak? Na przykład?
-Wystarczy podać koniowi końską- zaśmiała się ze swojego ,,żartu"- dawkę środków uspakajających, a jak będzie ledwo trzymał się na nogach, trzeba mu je związać i bić go batem, ostatecznie cienkim, mocnym kijem, po szyi, grzbiecie i zadzie.
Uniosła głowę dumnie, a mnie się zrobiło słabo. Otworzyłam usta, żeby coś jej odparować, ale się powstrzymałam. Pokręciłam głową z rezygnacją i wróciłam do czyszczenia Kamira. Nie można się kłócić ze wszystkimi głupcami tego świata, pomyślałam. Był to też cytat z mojej ulubionej książki.
-A więc jak brzmi odpowiedź?- spytała Beata.
-Zapomnij- rzuciłam, nawet na nią nie patrząc.
Mina jej stężała. Odeszła w stronę siodlarni.
   Wtedy poczułam wibrowanie w kieszeni bryczesów. To dzwonił mój telefon. Wyciszałam go zawsze, żeby nie straszył koni. Odłożyłam ostatnie już wyczyszczone kopyto i wyjęłam komórkę.
-Halo?
~Mag, jestem u babci~ usłyszałam głos Gabi.~Właśnie przyjechałam.
Gabi była moją najlepszą przyjaciółką. Lubiłam ją nawet bardziej niż Ilonę i Anetę. Niestety normalnie mieszkała w Warszawie. Do Krakowa przyjeżdżała raz na jakiś czas, gdyż mieszkała tu, w sąsiednim domu do mojego, jej babcia. Zawsze wtedy się spotykałyśmy.
-To świetnie- zawołałam.
~Jesteś w domu? Spotkamy się?
-Ech... jestem w stajni. Przyjechałaś swoim samochodem?
~No tak. Z rodzicami...
-Cudownie. Może poprosisz ich, żeby cię tu przywieźli? Wreszcie pokażę ci Kamira.
Gabi była u mnie wiele razy odkąd zaczęłam jeździć w Rumaku, ale jeszcze nigdy nie widziała stajni. Zawsze przyjeżdżała na krótko, w czasie kiedy nie jechałam do koni. Sama jeździła tylko rok krócej ode mnie.
Jej rodzice się zgodzili, więc poinstruowałam ją, jak dojechać. Piętnaście minut później zobaczyłam, jak jej samochód wjeżdża na parking. Przytuliłyśmy się przyjacielsko na powitanie. Potem zaprowadziłam ją do stajni.
-Pytałam wcześniej Domi...- zaczęłam nieśmiało.- Pozwoliła mi na twoją jazdę na Delgadzie- nie wspomniałam, że aby Gabi nie musiała płacić, umówiłam się z Dominiką, że posprzątam dodatkowo sama w każdym boksie i zamiotę korytarz stajni. Ale warto było się tak poświęcić, by zobaczyć radość przyjaciółki. - Idź obejrzeć konie- poleciłam.- A ja tylko przyniosę siodło i osiodłamy Delga. Potem pokażę ci Kamira.
   Poszłam po siodło, które było całkowicie zdekompletowane, więc ucieszyłam się, że nie kazałam przyjaciółce czekać. Musiałam najpierw znaleźć strzemiona, popręg i czaprak. Niech Aneta i Ilona omijają mnie przez resztę dnia szerokim łukiem, pomyślałam, dopinając ostatnie puślisko, bo powiem im co myślę o takim rozbrajaniu siodeł. A potem się dziwić, że brakuje części. Zarzuciłam siodło na przedramię lewej ręki, ogłowie wzięłam w prawą i wyszłam z siodlarni. Zamurowało mnie, kiedy zobaczyłam Gabi stojącą przy boksie Kamira. Chciałam krzyknąć, żeby stamtąd odeszła, ale coś nie pozwoliło mi się odezwać. Może to przez zachowanie konia... Kami stał rozluźniony z uszami nastawionymi w stronę szepczącej do niego dziewczyny. Trącał chrapami jej wyciągniętą dłoń.
   Podeszłam spokojnie do niej. W końcu mnie zauważyłam.
-Madziu, jaki on śliczny- uśmiechnęła się.- Hmm... Opowiadałaś mi o wszystkich koniach w stajni, ale nie słyszałam o żadnym... Rhabbi Akk- odczytała z tabliczki.
-Mówiłam- stwierdziłam krótko.
-Nie pamiętam. No dobra, to pokażesz mi tego słynnego Kamira?
Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-No co?- na jej zdziwiony wzrok jeszcze bardziej się roześmiałam.
W końcu wzięłam parę głębszych oddechów, żeby się uspokoić.
-Gabi, poznaj Kamira- wskazałam srokacza.
-Nie rozumiem... Przecież to...
-Koń ma na imię Rhabbi Akk- wyjaśniłam.- To imię mi się nie podobało, więc skróciłam je na Kamir. Nigdy nie używałam jego prawdziwego imienia, nawet przy rozmowach z tobą. Więc nie miałaś prawa wiedzieć. Ale, Gabi, on ci się dał dotknąć!- zawołałam.- Ten koń nie toleruje nikogo poza mną. Masz powód do dumy. To co, chcesz spróbować dosiąść tego wiatru?
Po błysku w jej oczach już znałam odpowiedź.
 -=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-=_-
 Heh, wena zawsze musi mi pokrzyżować plany. Zawsze było tak, że ja chciałam pisać, a jej się to nie podobało i szła sobie na spacer i zostawiała mnie samą. A tu co? Pierwszy raz w życiu mam odwrotnie. Chciałam zawiesić blogi na kilka tygodni, a wena co na to? ,,Nie ma mowy, nie pozbędziesz się mnie. Masz pisać i już." Taka tam bajeczka, ale rozdział jest, a ja zastanawiam się już, co dam na KSK xD No to tyle. Ja lecę. Mam do poskromienia pewną wenę [uderza prawą pięścią w lewą otwartą dłoń] xD Za dużo wina... chyba mszalnego xD Nie no, naprawdę lecę. Do następnej notki :D

5 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział. A ta dziunia to wredna szmata. Ja dawno bym ją uderzyła. Cieszę się z twojego przypływu weny. Pozdrawiam i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana <3 Jejku dziękuję Ci za dedykację(chociaż przesadziłaś mówiąc o świetnej pisarce/malarce) !
    Rozdział świetny :3 Tylko szkoda, że taki krótki :c Ja chcę więcej!
    Ale jak czytałam o tym bacie, to miałam ochotę rozerwać naszą ,,kochaną Beatkę" na strzępy -,- grr... Wredny skrzat. Ale Magda da sobie z nią radę, ja to wiem! :D Już widzę wielką zemstę! Biedny Pikador, że musi się męczyć z taką babą :'( Związać konia i uderzać patykiem?! Ktoś tutaj nadaje się do psychiatryka! ;_;
    Hmm ta Gabi mi kogoś przypomina... 3 godziny drogi, babcia... Niee chyba mi się przewidziało ;D
    A tak z innej beczki, to strasznie podobają mi się te kręcące się złote podkowy :D ładnie wyglądają i pasują kolorystycznie do szablonu(wiem, że już były w poprzednich, ale poczułam potrzebę powiedzenia coś o nich).
    Dawaaaj szybko kolejny! <3 Ciekawa jestem jak pójdzie Gabi jazda na Kamirze

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jednym słowem cudny.
    Ale z Beaty krowa :(
    I tak jak Sophie.N, też mi się podobają te kręcące się podkowy. Dodają takiego uroku. Ale jedno spostrzeżenie-tu w rzeczywistości jest "zima" i na dodatek święta(tyle że śniegu nie ma), a u ciebie wiosna?(mówię o szablonie).

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział znakomity :) Szkoda, że moja wena ostatnio gdzieś uciekła, ale Twoja niech tego nie robi :D Ta Beatka to jest normalnie... Ymm no brak mi słów na tą krowę :D Biedny Pikador :( Że akurat musiała mu się trafić taka właścicielka :/

    OdpowiedzUsuń