Ta notka jest tylko wstępem do drugiej części prologu, który z kolei jest wstępem do większości opowiadania. ;) Proszę więc uważać na komentarze typu ,,ciekawie/nudno się zaczyna", bo to jest dopiero początek początku (;
Siedziałam na kanapie w moim pokoju i oglądałam telewizję. Nie chciało mi się dziś iść do stajni. W końcu w kalendarzu widniała piękna data- 25 marca 2009 roku, czyli moje trzynaste urodziny. Konie raz sobie beze mnie poradzą, zresztą w stajni są teraz dwie moje przyjaciółki. Po raz enty dziś przełączyłam na następny kanał, kiedy zadzwonił mój telefon.
-Magda!- usłyszałam w słuchawce głos jednej z moich przyjaciółek- Nigeria rodzi! Musisz tu przyjechać!
-Teraz?!- poderwałam się z fotela. Jednak szybko się zreflektowałam:- Zaraz będę!
Tu ,,zaraz" było stwierdzeniem potocznym. Do stajni miałam dziesięć kilometrów. Zazwyczaj jeździłam rowerem. Dwa razy w tygodniu mnie i moją siedmioletnią siostrę Kasię zawoził tata, ponieważ wtedy miałyśmy jazdy. Poprawka- ona miała. Ja posiadałam własnego konia. Starałam się jeździć do stajni codziennie, żeby pomagać, chociaż zawsze znajdowałam godzinkę, by spędzić ją w siodle. Moja siostra była inna. Pomijając fakt, że nikt by jej nie pozwolił jechać dziesięć kilometrów rowerem po ruchliwej drodze. Ale w rzeczywistości nigdy nie ciągnęło jej do koni. Po prostu mi zazdrościła i po moich pierwszych jazdach, na których ona była obecna, ubłagała rodziców, żeby ona też mogła jeździć. To było dwa lata temu, potem zmieniłam stajnię, okiełznałam pięknego, lecz nieufnego Kamira, po czym dostałam go na własność od właścicielki stadniny, która miała do wyboru, albo dać go mi, albo go zabić. Ale to długa historia i opowiem ją później. *
Pobiegłam do salonu, gdzie byli wszyscy domownicy- moi rodzice, siostra, a nawet dwa psy, gordon seter z owczarkiem niemieckim, i kotka angorska. Rodzice siedzieli na fotelach, pili kawę, rozmawiając, a moja siostra leżała na dywanie na brzuchu zajęta swoim nowym laptopem. Zwierzaki leżały na kanapie. Wszystkie trzy. A jaki to słodki był widok, gdy na dwóch leżących obok siebie czarno-brązowych psach leżała biała kotka.
-Jadę do stajni- oznajmiłam.
-Madziu, teraz?- mama pokręciła załamana głową.- Za dwie godziny będzie tort.
-Zdążę- rzuciłam, przeliczając w myślach. Godzina na dojazd w obie strony, najwyżej nie wsiądę na konia. Zobaczę źrebaka i wrócę- Nigeria rodzi. Długo na to czekałam. Proszę, nie będę jeździć.
-Jedź...- tata załamał ręce.
Ojciec by mnie podwiózł, gdyby Kaśka wyraziła chęć jazdy ze mną. Wychodził z założenia, że dla jednej z nas nie opłaca się brać samochodu. Ale ja nie zrezygnowałam z żadnej możliwości pojechania do stajni, a Kaśka często miała ,,ważniejsze" sprawy na głowie i musiałam brać mój ,,pojazd". Dlatego zimą jeździłam do stajni rzadziej. Zazwyczaj dwa razy w tygodniu, czasami udawało mi się wybłagać trzy. Śnieg dopiero zdążył stopnieć i byłam spragniona kontaktu z końmi.
Teraz miałam nadzieję, że Kaśka wyrazi chęć pojechania ze mną. Jednak tylko na chwilę skupiła na mnie wzrok tylko po to, żeby zaraz znów pochłonąć się dziecinną gierką, w której dziewczyna jeździła na koniu. Co nie przypominało w ogóle jazdy konnej. Przeskakiwała przez przeszkody siedząc sztywno, w ogóle nie podskakując w siodle, a kiedy Kaśka zapomniała nacisnąć Spację, koń przebiegał przez przeszkody jak duch, nawet jej nie przewracając. Koszmarna grafika.
-Kasiu, jedziesz?- spytałam błagalnie, mając nadzieję, że będzie wolała zobaczyć prawdziwe konie.
-Przecież jutro jestem umówiona na jazdę- odparła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.- Dzisiaj mi się nie chce.
Wzruszyłam ramionami. Wybiegłam z domu krzycząc, że niedługo wrócę i przeklinając pod nosem. Złapałam stojący przy furtce rower i tyle mnie widzieli.
Dojeżdżałam do stajni. Już z daleka zobaczyłam dużą tablicę z logo stadniny. Zielone, wykaligrafowane napisy ,,CZERWONY RUMAK" i stojący nad nimi dęba zgrabny, czerwony koń ze złotymi oczami i rozwianą grzywą. Dosłownie ,,czerwony", nie kasztanowaty. Jego sierść lśniła jak ogień. Było w nim coś takiego... niezwykłego. Zawsze, kiedy tylko ukazywał mi się na horyzoncie, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wjechałam przez bramę, wypatrując w jednym z okien stajni łba mojego maleństwa. Dostrzegłam go bez problemu tam, gdzie zawsze. Mądre, głębokie oczy, z których jedno było jasnoniebieskie. Małe, ruchliwe uszka, które poruszały się na wszystkie strony, gdy zagwizdałam. Nasz sygnał od razu go pobudził. Uszy kołysały się jakby próbowały wychwycić, z której strony zabrzmiał dźwięk. Gniado-srokaty Kamir pomachał głową zawieszoną na umięśnionej szyi. Wiedziałam, że niżej znajdują się tak samo umięśnione bark, łopatki i grzbiet. On był po prostu piękny. Wyglądał jak sama istota piękna. I pomyśleć, że gdybym nie zainterweniowała w odpowiednim momencie jego już by tu nie było. Dziś nie potrafiłam sobie wyobrazić życia bez niego. Bez przytulania się do ciepłej szyi, bez tego rżenia na powitanie, bez patrzenia w mądre oczy... I pomyśleć, że kiedyś żyłam bez niego i, gdyby nie przypadek, wciąż mogłabym tak żyć.
Jego historia jest dosyć dziwna. Zakupiła go właścicielka stadniny, w której jestem od roku. Zakochała się w nim od pierwszego... jeżdżenia. Towarzyszyła narzeczonemu, który pojechał służbowo do Gdańska. Poszła na jazdę do pewnej stajni. Tam mieli tego konia na sprzedaż. Wsiadła na niego na próbę. Koń mięciutki, czemu nawet dziś nie można zaprzeczyć; pozornie też ułożony; spokojny... Nic dziwnego, że na drugi dzień wiozła go już wypożyczoną przyczepą z powrotem do nas do Krakowa. Powoli dojeżdżali, kiedy koń zaczął szaleć. Gdy otworzyli przyczepę na podwórku Kami wyskoczył z niej, wcześniej zerwał uwiąz i brykał po terenie stadniny strasząc zarówno ludzi, jak i konie. Z trudem udało się zagonić go na pastwisko, żeby nikogo nie stratował. Okazało się, że koń był tak na szprycowany środkami uspokajającymi, że nie wiedział co się z nim dzieje. Ale one przestały działać, a ludzie uważali go za straconego. Nikogo do siebie nie dopuszczał, ale mnie udało się zawrzeć z nim porozumienie, więź. Do dziś nie wiem jak to się stało. Nie musiałam bardzo narażać własnego życia, czy poświęcić wielu miesięcy, żeby mi zaufał. To przyszło tak... samo. I do tej pory nienawidzi ludzi, ale my bez siebie nie możemy żyć.
-Magda!- zawołała mnie Aneta, ta przyjaciółka, która do mnie dzwoniła.- Czekałyśmy na ciebie z Iloną. Chodź, Nigeria i źrebak są na padoku.
-Już tylko...- zaczęłam, ale przyjaciółka nie pozwoliła mi dokończyć:
-No chodź!-złapała mnie za rękę. Rower, z którego przed chwilą zsiadłam, teraz upadł na ziemię.
-Ale Kamir...
-Później nacieszysz się swoim kucykiem. Długo jeszcze każesz na siebie czekać?
Prychnęłam na nazwanie mojego cudnego konika kucykiem, ale rzuciłam rower i pobiegłam za nią. W sumie nie wiedziałam, z czym na mnie czekają. Ale sama bardzo chciałam zobaczyć źrebię Nigerii. Długie, słomiane włosy przyjaciółki zasłaniały mi widok, gdy próbowałam dotrzymać jej kroku, a i tak wciąż byłam w tyle. Zawsze zazdrościłam jej tych pięknych włosów, a także lśniących, zielonych oczu.
Na miejscu znalazłyśmy Ilonę i Dominikę- właścicielkę stadniny, które stały poza padokiem, opierając się o jego ogrodzenie. Z Domi byłyśmy na Ty. Miała dwadzieścia trzy lata i onieśmielało ją, kiedy ktoś w moim wieku, czy starszy, zwracał się do niej na ,,pani". Miała sympatyczny wyraz twarzy; długie, kręcone, brązowe włosy i błękitne oczy. Jej pierwszym i ulubionym koniem był kasztanowaty Rubin. To od niego wzięła nazwę nasza kochana stadnina. Dominika ma go od źrebaka. Kiedy się urodził jego sierść miała intensywny, czerwony odcień. Z wiekiem zjaśniał i teraz jest typowym ,,rudzielcem", ale nazwa pozostała. Szkoda, że ja widziałam tylko fotki młodego Rubinka...
-Magda- Dominika uśmiechnęła się na mój widok.- Trochę się spóźniłaś.
-Wiem-odpowiedziałam spokojnie.- Kiedy Aneta do mnie zadzwoniła i powiedziała, że Nigeria rodzi, byłam w domu. Musiałam dojechać na rowerze.
-Mniejsza o to. Spójrz.
Stanęłam obok przyjaciółek, do których zaliczałam też Domi, i patrzyłam jak dwa konie galopują obok siebie. Źrebak wyglądał, jakby zaraz miał się przewrócić. Długie nogi stawiały niepewne kroki. Jednak doskonale sobie radził.
-Klaczka, czy ogier?- spytałam w końcu.
-Klaczka- Domi wyciągnęła rękę i musnęła grzbiet przebiegającego obok konika. Mała nawet tego nie zauważyła.- Klaczka, której TY nadasz imię.
-J-ja?- wyjąkałam.- Czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt? To twój koń...
-Widzę cię tu codziennie, zawsze dużo czasu spędzałaś z Nigerią, dbałaś o nią. Należy ci się to.
-Hmm...- przyjrzałam się małej.- Ma być klasycznie: imię źrebaka na pierwszą literę imienia matki; czy wszystko jedno?
-Klasycznie.
-Może Nefretete? Możemy na nią mówić Nefretka.
-Zdecydowanie bardziej podoba mi się samo Nefretka- wtrąciła Ilona.- Może Nefreta?
Dominika rzuciła jej karcące spojrzenie, ale ja się z nią zgodziłam.
-Nie obrazicie się, jeśli pójdę teraz do Kamira?- spytałam.- Nie przywitałam się z nim.
-Leć- Dominika się uśmiechnęła.
-Może pojedziemy w teren?- zaproponowała Aneta.- Jeśli oczywiście Domi pozwoli.
-Jedźcie- odparła Dominika.-Magda bierze Kamira, wy weźcie Delgado i Michel [czyt. Mikel].
-A ty nie jedziesz?- spytałam z niekrytym zawodem.
-Czekam na weterynarza, który zbada Nigerię i... Nefretkę. Ale wam życzę miłej zabawy.
Poszłyśmy do stajni. Dziewczyny były w pełni usatysfakcjonowane otrzymanymi końmi. Delgado był siwym wałaszkiem angloarabskim, a Michel gniadą klaczą wielkopolską. Oba konie były bardzo miękkie i spokojne.
Bez pośpiechu osiodłałyśmy nasze wierzchowce i ruszyłyśmy w teren. Przez to wszystko całkiem zapomniałam o obietnicy złożonej rodzicom. Wróciłyśmy po godzinie, ale Dominika zgodziła się nas podwieźć do domu, więc niewiele się spóźniłam na własne urodziny. Oczywiście Aneta i Ilona też były zaproszone. A rowery musiałyśmy zostawić w stajni, bo nie było szans, żeby trzy zmieściły się do lub na samochód.
Rozdział krótszy niż myślałam... Kiedy pisałam te wszystkie opisy wydawało mi się, że tego będzie tak dużo. xD Ogólnie ta notka nie będzie zbyt porywająca z dwóch powodów (pomijając to, iż jeszcze nie da się zbytnio wczuć w akcję). Po 1. dałam dużo opisów, żebyście mogli sobie mniej więcej to wszystko wyobrazić, a w opisach zawsze się plączę, czasem zdarzają się powtórzenia albo coś w tym stylu. Po 2. to dopiero początek. Musi minąć kilka rozdziałów albo chociażby sam ten prolog, zanim się rozkręcę. Tym bardziej, że teraz za każdym razem musiałam sprawdzać, jak mają na imię przyjaciółki Magdy xD
Liczę na to, że ten blog zyska tylu czytelników ile Karoszek :D
Hmm... Mam też nadzieję, że nie ma tu daltonistów. A jeśli tak, to błagam o wybaczenie, ale widać w moim wykonaniu adresów blogów najbardziej imają się kolory: KARE(serce konia), CZERWONY(rumak) xD
Mam nadzieję, że w ten weekend uda mi się wstawić jeszcze drugą część prologu, ale jutro o 12 mam jazdę, a w poniedziałek będzie kartkówka z włoskiego i matmy, więc jeśli jutro nie zdążę, to notka pojawi się dopiero w czwartek bądź piątek (zależy jak tam z moją jazdą, bo we Wszystkich Świętych jednak wolałabym nie zawracać głowy ani dziadkowi, ani instruktorowi), bo niedzielę przeznaczam na zakuwanie -,-
To tyle z mojej strony, czekam na hejty :P
PS widzicie jak zadbałam o wygląd rozdziału? Wyjustowanie, akapity, inicjały (tylko pogrubione, ale opcje bloggera są o wiele mniejsze od Worda), niektóre słowa na Caps Locku i pokolorowane... ^_^
PS2 Jak będę miała czas i będzie mi się chciało obiecuję narysować logo Czerwonego Rumaka. Co prawda wyjdzie mi to dość nieudolnie, bo koń w logo miał być na prawdę cudowny, ale przynajmniej będziecie mieli względny zarys tego i owego ;)
* historia Kamira jest podobna do historii Dashy [dla czytelników KSK]. Ale dla Magdy jego oswojenie nie wiązało się z tak wielkim ryzykiem jakie podjęły Wiktoria i Izabela.
Super! I to bardzo :D ^^ Ale główna bohaterka kojarzy mi się z moją pewną przyjaciółką z Ostrowca ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba sposób prowadzenia narracji ;) jest miły dla ucha. A jeśli chodzi o stadninę to nazwa przednia :D A główny bohater Kamir piękny <3
Chociaż owy Delgado chyba nie mógł już bardziej mnie urzec wyglądem :D
Co do szablonu to mam słabość do zimy i takiego koloru *O*
Czekam niecierpliwie na kolejny :D ! Pisz go szybko!
Kamis do Krakowa? Hmm...Miasto Królów Polskich.
OdpowiedzUsuńNotka fajna. I bardzo się cieszę, że wstawiłaś te wszystkie akapity itd.. Wygląda to o wiele schludniej.
CZERWONY?! - jak mogłaś zabrać mi mój ulubiony kolor! On jest mój....no dobra jakoś to przeboleje.
PS: Likwiduje jednak mój miesięczny blog o magicznych koniach :( a na jego miejsce wstawię inny. Zastanawiałam się nad wnukiem pewnego sławnego konia, czy coś w tym stylu. Kurde więcej nie mówię.
PS2:
Kamir :P Ok. Powiadom mnie jakby co.
Usuń*Kamir.
UsuńOkey, ale mam problem którego wcześniej nie miałam przy tworzeniu bloga.
Więc proszę o pomoc.
Nie mogę wstawić strony "bohaterowie", a wiem gdzie się go stwarza. Po po prostu blog tej strony nie pokazuje.
W zakładce strony musisz zaznaczyć odpowiednią opcję. Masz do wyboru "nie pokazuj" "pokazuj jako karty na górze" "pokazuj jako karty z boku". Przy świeżym blogu jest automatyczna opcja "nie pokazuj" wybierz którąś z pozostałych, którą wolisz ;)
UsuńPrzez jakiś czas mi chyba laptop szwankował, bo chyba nie reagował na to co klikałam xD
Usuń