-To jedziemy?- spytałam zirytowana. Już od godziny byłam gotowa, a tata z Kaśką strasznie się ociągali.
-Magda!- ojciec skarcił mnie wzrokiem. - Minutę temu i każdą poprzednią odpowiadałem, że jak się wyszykujemy, to pojedziemy.
-Humpf.- Strzeliłam focha.
Wzięłam telefon i zaczęłam SMS-ować z Iloną:
@Hej, jedziesz dzisiaj do stajni? ;)
@Dziś?- spytała.- Nie dam rady. A Ty?
@Dlaczego? Ja jadę. Chociaż mam wrażenie, że nigdy nie wyjedziemy.
@Jutro mam test z fizy. Rodzice narzekają, że za dużo czasu spędzam w stajni kosztem nauki. Sorki, ale muszę lecieć. Paa ;*
Nie miałam ochoty już jej odpisywać. Minęło jeszcze kilka minut, kiedy wreszcie wyjechaliśmy. Po 10-ciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z siostrą z samochodu.
-Przyjadę po was za... 3 godziny. Okay?- spytał tata. Skinęłam głową i pojechał.
Jemu się wydaje, że robi nam wielką krzywdę ,,każąc" nam zostać jeszcze dwie godziny po jeździe Kasi. W rzeczywistości to dla mnie nic. W weekendy, ogólnie jak nie idę do szkoły, spędzam w stajni 8 godzin. W wakacje, kiedy dzień jest dłuższy, czasem nawet 10.
-O, jesteście- ze stajni wyszła Dominika, prowadząca w pełni osiodłaną Michel.- Myślałam, że mi pomożecie.
Chciałam odpowiedzieć, ale Kaśka się wcięła:
-Michel? To dziś nie jeżdżę na Lilce?
-Stwierdziłam, że możemy zacząć skakać wyżej niż przez dwudziestki- Domi poklepała klacz po szyi.
Lila była siwym kucykiem szetlandzkim. Imię zawdzięczała swojej śnieżnej sierści, przypominającej białe Lilie.
-Hura!- Kaśka aż podskoczyła do góry.
-Czekaj, czekaj... Niestety coś mi wypadło i nie mogę poprowadzić twojej jazdy, więc chciałam poprosić...
-Żebym cię zastąpiła?- dokończyłam. Zobaczyłam po niej, że trafiłam w samo sedno.- Wiesz... chciałam wziąć Kamira i też troszkę poskakać... Ale ci nie odmówię- dodałam szybko.
Dominika z ulgą oddała mi wodze Michel.
-Wrócę za jakieś pół godziny- oznajmiła.
Starałam się być uprzejma, ale w rzeczywistości aż kipiałam ze złości. Nie lubię odmawiać Dominice, w końcu robi mi wielką przysługę utrzymując Kamira w swojej stajni. Ale z drugiej strony trochę mnie nadużywa.
Oddałam wodze klaczy Kaśce. Rzuciłam krótkie ,,stępuj" i poszłam przywitać się z Nigerią. Klacz razem z córeczką brykała po pastwisku. Na mój widok podbiegła do ogrodzenia, wyciągając szyję w moją stronę, domagając się pieszczot. Nefretka wyglądała zza niej nieufnie. Na łebek miała już założony klasyczny kantarek koloru czerwonego.
-Chodź, malutka.- Kucnęłam, wyciągając rękę w jej stronę.
Klaczka podeszła, ale zanim zdążyłam jej dotknąć odskoczyła i pobiegła przed siebie, a Nigeria za nią.
-Magda, chyba już mogę kłusować!- zawołała Kaśka.
-Kłusuj i rób wolty w narożnikach!- odkrzyknęłam. A pod nosem dodałam:-A dla ciebie ,,pani instruktor".
Dołączyłam do niej, stając po środku ujeżdżalni. Wyznaczałam dla niej różne ćwiczenia w kłusie, a potem kazałam jej przegalopować dwa okrążenia.
-Zakłusuj, zmień kierunek, galop w drugą stronę, a potem sobie poskaczemy- oznajmiłam. Miałam nadzieję, że mnie usłyszała, bo krzyczałam komendy przez ostatnie dwadzieścia minut i już zaczynałam tracić siły.
Wykonała polecenie bez problemu. Ustawiłam drąga na dwadzieścia centymetrów. Przed i po nim ustawiłam dwa drągi na galop.
-Wyjedź sobie i skocz przez to.
-Raczysz żartować?- spytała Kaśka, zatrzymując konia koło mnie.- Takie coś to ja skakałam na tym szetlandzie.
-To rozgrzewka. Przeskoczysz, podwyższę poprzeczkę.
Mruknęła coś niezrozumiale i zagalopowała ze stania. Bez problemu przeskoczyła.
-Dam ci czterdziestkę- oznajmiłam.
Nic nie odpowiedziała. Kiedy podwyższałam przeszkodę, zobaczyłam kątem oka samochód Dominiki. Właśnie wjeżdżał na podjazd. Z auta pierwsza wyskoczyła Aneta.
-Co ty tu robisz?- spytałam przyjaciółkę.- To znaczy w samochodzie Domi...?
-Aneta szła z przystanku, kiedy zaproponowałam, że ją zabiorę- odpowiedziała Dominika.- A ty, Madziu, możesz już iść do swego rumaka. Dzięki za pomoc, teraz ja przejmę jazdę.
Zadowolona zeszłam z ujeżdżalni. Chciałam najpierw iść do Nigerii. Wystarczyło, że na nią spojrzałam, kiedy coś w jej zachowaniu wzbudziło mój niepokój.
-Patrzcie- sapnęłam.
Klacz biegła kłusem, zataczając się na boki. W końcu wyskoczyła do góry ze wszystkich czterech nóg, co przypominało trochę barani skok, ale było wyższe i klacz dziwnie się przy tym wygięła. Zdążyła postawić kopyta na ziemię, kiedy nogi się pod nią ugięły. Upadła na ,,kolana" przednich nóg, a potem padła na bok. Rzuciłam się z Anetą w stronę padoku, a Dominika wyjęła telefon.
-Nie dotykajcie jej!- krzyknęła za nami.
Słyszałyśmy ją dobrze, ale żadna z nas nic sobie z tego nie robiła. Podeszłyśmy, gładząc brązowy łeb, szepcząc uspokajająco. Nefreta biegała dookoła niej z rżeniem jakby wołała: ,,Mamo, wstawaj!". Dołączyła do nas Dominika. Przyłożyła palce do zagłębienia pod żuchwą klaczy.
-Żyje...- powiedziała ostrożnie.- Ale jej puls słabnie. Weterynarz już jest w drodze. Zaraz się dowiemy, co jest nie tak.
Weterynarz przyjechał naprawdę błyskawicznie. Zbadał klacz i pokręcił głową z rezygnacją.
-Mówiłem ci wczoraj, że jest ryzyko- zwrócił się do Dominiki.- Zresztą nie tylko wczoraj. Była w pierwszych miesiącach ciąży, kiedy ostrzegałem, że może nie przeżyć porodu. Sam poród przeżyła, ale teraz dostała krwotoku wewnętrznego. Przykro mi, ale teraz jedyne co mogę dla niej zrobić, to ją dobić.
Wszyscy zastygli jak zaklęci.
-A-a-l-le jak to?- wydusiłam z siebie.- Czy od wczoraj by się nie wykrwawiła?
-Owszem. Ale to się stało TERAZ. Pękło jej jakieś naczynie krwionośne i błyskawicznie ją powaliło. Zaraz umrze sama, ale czekając zadajemy jej tylko większe cierpienie. Więc pytam cię, Domi- zwrócił się do właścicielki stajni- czy zgadzasz się na uśpienie.
-Tak, Jarku- odpowiedziała zdławionym głosem.
Patrzyłyśmy jak weterynarz robi Nigerii zastrzyk, a jej powieki powoli się obniżają. Chciałam stamtąd uciec, wsiąść na Kamira nie tracąc czasu na zakładanie mu czegokolwiek. Tak uciekałam od problemów, ale wtedy on kierował, ja narzucałam tylko tempo. Teraz jednak czułam się jak sparaliżowana. Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę, usłyszałam głos Dominiki:
-Madziu, co zrobimy z Nefretką? Dacie radę ją wykarmić butelką, czy pozwolimy jej dołączy do matki? Ja naprawdę nie mam czasu. Studia, normalne konie, jazdy...
Pomyślałam o koniku, który zaledwie wczoraj przyszedł na świat, a już każą mu umierać. Zrobię wszystko, żeby wychować małą. Choćbym miała się tu przyprowadzić.
-Damy radę- szepnęłam.
-Weźcie ją stąd. Wszystkie trzy.
Dopiero teraz się zorientowałam, że za mną stoi Kasia, która wcześniej przywiązała za wodze (!) Michel do ogrodzenia padoku.
Jedna z nas dałaby sobie radę z klaczką, ale wiedziałam, że Dominika chce się nas pozbyć. W końcu musiała teraz coś zrobić z ciałem Nigerii.
Złapałam źrebaka za kantar, próbując zaciągnąć go do stajni. Miałam nigdy nie zapomnieć przeraźliwych dźwięków, rozpaczliwego rżenia, które wydawała z siebie, gdy rozdzielałam ją od matki. Przy pomocy Anety dałam radę. Zamknęłyśmy ją w boksie Nigerii. Potem poszłam przyjaciółką i moją siostrą, skończyć jazdę tej drugiej. Domi jeszcze nie przyszła z padoku.
Aneta prowadziła jazdę Kaśki, a ja wymknęłam się do stajni. Szłam przed siebie zatrzymując się dopiero przed zdobioną tabliczką z wykaligrafowanym imieniem: ,,Rhabbi Akk". Tak, to mój koniś. Kiedy go dostałam nie podobało mi się jego imię. Pobawiłam się kilkoma literami i wyszedł mi anagram Kabir. ,,B" w środku imienia między dwoma samogłoskami brzmiało dość twardo, więc zmieniłam je na ,,m". I tak powstało przezwisko ,,Kamir", którego poza mną używają wszyscy moi przyjaciele; osoby jeżdżące w stajni, które znają konie bardziej niż z tabliczek na boksach; a także weterynarz; kowal; no i Domi.
Weszłam do boksu i wtuliłam się w dwukolorową grzywę mojego najlepszego przyjaciela. On odwrócił lekko głowę, wtulając swoje chrapy w moje plecy. A ja do reszty się rozkleiłam, wycierając coraz to nowe łzy o sierść konia.
Hej. No to macie drugą część prologu. (: Pierwszy rozdział koło czwartku.
Chciałam tylko powiedzieć, że mi przykro, iż pod poprzednią notką jest tylko jeden komentarz [dzięki, Sophie ;*] na prawie 120 wejść na bloga (18 wejść na notkę) :(
O rany!! Czytałam z zapartym tchem, serio!(i nie dlatego że mam zatkany nos :P). Jak ty to genialnie napisałaś! Zupełnie się tego nie spodziewałam...
OdpowiedzUsuń,,Miałam nigdy nie zapomnieć przeraźliwych dźwięków, rozpaczliwego rżenia, które wydawała z siebie, gdy rozdzielałam ją od matki." To zdanie brzmi bardzo powieściowo.
Serio ten blog to chyba największy sukces twojego pisania(który notabene znam już od jednorożców :D)
Rozdział jeszcze lepszy od poprzedniego, niemniej żałuję strasznie, że Nigeria nie żyje :((( Już zdążyłam się do niej przywiązać.
Przepraszam, że nie skomentowałam ale problemy z internetem. Od razu mówię: będę czytać. Rozdział mimo kilku błędów jest bardzo ciekawy. Mam nadzieję, że ta historia będzie równie wspaniała co KSK.
OdpowiedzUsuńBędę się starać, żeby tak było, chociaż KSK zawsze będzie zajmować szczególne miejsce w moim sercu (:
UsuńSophie.N ma rację. Ten blog jest niesamowity! Nie wiem czemu, ale przez chwilę mi się wydawało, że na podstawie tego blogu może powstać jakiś film.
OdpowiedzUsuńTrochę mi szkoda Nigerii i jej córki. Naprawdę się do nich przyzwyczaiłam, bardziej chyba od Kamira.
Wow! Świetne, a to dopiero prolog ;)
OdpowiedzUsuńChociaż na KSK prolog też był fenomenem. Chciałabyś informować mnie o nowych notkach? Może być na howrse albo moim blogu ;*
Nie ma sprawy :D
UsuńMoże niech będzie na howrse, żebym nie spamowała Ci bloga ;)
Mnie też inf.
UsuńJa też będę czytać ! <333 Wspaniale piszesz .. czekam na next :)))
OdpowiedzUsuń